Moje kresy 7
VII
Światło latarni rozprasza mrok i odkrywa nocne tajemnice. Śnieżne gwiazdki połyskują w świetle elektrycznym. Świat wygląda dostojnie i majestatycznie. Dumne Kresy od kilku dni stękają pod mroźną i śnieżną okrywą. Drobne płatki śniegu wirują w promieniach słońca i zasypują drogi i ścieżki. Trudno dostać się do bramy po pozostawioną tam przez listonosza korespondencję. Jeszcze trudniej kupić chleb, nie wspominając o innych artykułach żywnościowych. Z dachu zwisają długie lodowe sople. W słońcu skapują z nich krople wody i w drodze zamarzają przedłużając je.
Przyszła do nas okrutna zima.
Śnieg zasypał lasy i pola.
Mróz rzeki w okowach trzyma.
Dla ptaszków zaczęła się zła pora.
Drogi zawiane, śniegu zwały nieprzebrane.
Do sklepu droga daleka.
Za bramą długa marszruta mnie czeka.
A wiosna ze swoim przyjściem wciąż zwleka.
Dzień rokiem się staje.
Tak mi się o tej porze wydaje.
Wiosny przyjścia czekam z utęsknieniem.
Wtedy zima odejdzie wraz ze śniegiem.
Pomimo takiej pogody już w pierwszym dniu marca rozległo się, jeszcze nieśmiałe, delikatne kwilenie skowronka, chyba pierwszego zwastuna wiosny. Zima jednak nie zamierza odejść. Na termometrze nocą i nad ranem tkwi nieustannie minus 20 stopni lub jeszcze mniej. Łagodna do połowy lutego zima, pokazuje wszystko, co najgorsze.
Stado kotów szuka schronienia w stodole. Biednym zwierzętom, o których nikt nie pamięta, trzeba wynieść coś do zjedzenia. Są dzikie i wystraszone. Na widok człowieka stroszą grzbiety, prychają i uciekają. Są piękne w różnokolorowych futerkach. Nad dachem stodoły przelatują wrony i kruki w różne strony świata. Ich zachrypnęte głosy przemują grozą. Drzewa stoją skulone, zmarznięte na mrozie. Wielorękie, trzymają dłonie w kieszeniach. Rozgrzewają się chuchając w zimne powietrze, które tworzy zamarznięte obłoki osiadające szronem na ich nagich ramionach.
Ubrana w szerokie futrzane palto, grubą czapkę i ciepły szal, idę przed siebie. Pod stopami trzeszczy mróz, a śniag lśni tysiącami małych diamencików. Czyste, niebieskawe niebo przytula się do promiennego słońca, próbując ogrzać się w jego ciepłych promieniach. Droga się dłuży. Ręce marzną. Zamykam oczy.
Drogą wśród lasów idzie nie widzący niczego mężczyzna. Nie czuje mrozu. Serce jego drży, jak pęknięta cięciwa. Wieczorem Niemcy zabrali mu nastoletniego syna, oskarżonego o posiadanie broni i osadzili w świerżowskiej szkole. Dowiedział się o tym po powrocie do domu. Póki nie przenieśli go do pobliskiego miasta, może uda się ubłagać ich o wolność dla chłopca.
Niedawno oskarżono dwie kobiety - wdowy o udzielanie pomocy Żydom. Nic nie poomógł płacz dzieci. Obydwie zostały przykładnie rozstrzelane w pobliżu własnych domów. Ciężko się żyje pod okupacją niemiecką. Niedaleko obóz w Sobiborze, drugi - na Majdanku. Na zamku w Lublinie też giną polscy więźniowie. Nie ma zmiłowania dla słabych i bezbronnych.
Otwieram oczy. Moje serce rusza wraz ze mną w dalszą drogę. Nogi brną w śniegu. Oby do szosy!
Z daleka dostrzegam zwichrowane, uszkodzone czasem skrzydła wiatraka. Ojciec dla swoich synów zbudował jeden w Żalinie, drugi w Świerżach. Bliźniacze wiatraki służyły okolicznym mieszkańcom do II wojny światowej. Potem Niemcy zabrali drzewo ze świerżowskiego wiatraka celem zbudowania i umocnienia okopów. Ten drugi pozostał, ale po wojnie rząd polski wydał zakaz korzystania z młyna. Nieużyteczny wiatrak marniał stojąc samotnie w polu. Od 1952 roku przeszedł na własność państwa i stał sobie dalej. Obecne władze gminne postanowiły wyremontować do i traktować jako zabytek.
W połowie postu ze środy na czwartek na ulicach i wiejskich drogach słychać było stukot kołatek. Chłopcy chodzili po wsiach i miastach, i hałasowali, grzechocząc kołatkami, tłukąc garnki i robiąc psoty. Wyjmowali bramy z zawiasów i kładli je na dachu... Był to radosny sygnał, że połowa czasu umartwienia już minęła. Ale też znak, że zima zbliża się do końca i nadchodzi wiosna. Obrzędy przywołania wiosny praktykowano dawniej w czwartą niedzielę postu. Znamy je dobrze, chociaż zupełnie nir kojarzymy z tym dniem - to topinie Marzanny lub Śmiercichy. Słomiana kukła ubrana w strój ludowy, lub białe płótno /jak śmiertelny całun/ była uosobieniem zimy, ale też chorób, śmierci, głodu. Wszystkiego, z czym kojarzył się dawniej trudny czas mrozów. Chodzono z nią po wsiach od chałupy do chałupy, by z każdej zabrała wszelkie nieszczęście, a potem wynoszono poza wieś. Tam palono lub wrzucano do wody. Trzeba było natychmiast wrócić do domu, nie oglądajac się za siebie, żeby przypadkiem tym gestem nie zaprosić zimy i śmierci z powrotem do wsi.
Dzień póżniej do wsi wprowadzano Gaik - zieloną gałąź /najczęściej sosnową lub świerkową/ ozdobioną wstążkami. W ten sposób symbolicznie witano wiosnę. Przy tej okazji gospodynie urządzały poczęstunek. Miał on zachęcić wiosnę, by już została we wsi.
Śnieg poda soczyście i robi się biało. Dzisiaj dzień świetego Józefa, męża Maryi. Kościół zezwala na złagodzenie wielkopostnych rygorów. Na stole może pojawić sie mięso. Dawniej w pewnych sytuacjach dopuszczane były chrzty lub śluby. Tradycyjnie ogłaszano tego dnia śluby, które miały się odbyć na Wielkanoc. Święto było też ważnym momentem dla rolników. Pilnie obserwowano pogodę i prognozowano, jaka będzie przez cały sezon. Pogodny dzień zapowiadał urodzaj, słota - kiepskie zbiory. Przysłowie głosiło, że "na św. Józwa pierwsza w polu bruzda" i skrzętnie pilnowano, żeby wcześniej nie zaczynać zasiewów, ale też aby ich nie opóźniać. Był to tradycyjny czas siania grochu i kapusty. Posiane tego dnia nie były narażone na atak robactwa i chorób. Przygotowywano też ziemniaki do sadzenia i wybierano miejsce. Gdy dzień był pochmurny, należało je posadzić na podwyższonym terenie, a gdy pogodny - na podmokłym.
"Św. Józef kiwnie brodą, wszystkie lody idą z wodą" - mawiano, uważając, że to początek wiosny. Obserwowano kaczki i kury - gdy zniosły tego dnia jajko, był to znak, że nadszedł koniec zimowej posuchy. 19 marca, a na naszym terenie już w wigilię św. Józefa, gospodarze naprawiali bocianie gniazda, lub - gdy zimowe śnieżyce je zniszczyły - budowali nowe. Układali na drzewach koła od wozu /wybierano jednak takie, które nie miały gwożdzi/, a między wtykane na kole gałązki wkładano srebrny pieniążek. Miało to gwarantować dostatek.
Piąta niedziela Wielkiego Postu to I Niedziela Męki Pańskiej. Dawniej tego właśnie dnia rozpoczynał się okres pasyjny, podczas którego czytano teksty o męce Chrystusa. Od XI wieku tego dnia zasłaniano ołtarze tzw. "suknem postnym". Zwyczaj zasłaniania krzyży i obrazów jest późniejszy, pochodzi z XIII wieku. Zasłona w kolorze fioletu lub czerni była symbolem żalu i pokuty. Ukrywano w ten sposób Boski Majestat przed oczami grzeszników, którzy, dopóki Chrystus nie Zmartwychwstanie i nie odkupi naszych win, nie byli godni, by spoglądać na święte symbole. Zasłony podnoszono dopiero w Wielki Piątek lub przed Wigilią Paschalną. Zwyczaj zasłaniania krzyży został zniesiony podczas Soboru Watykańskiego II /1962 - 1965r./. Nie jest jednak zakazany - decyzję o jego kultywowaniu pozostawiono w gestii Episkopatu- w Polsce w wielu parafiach krzyże są nadal zasłaniane.
Od kilku dni światem rządzi niby wiosna. Jest cieplutko, słońce obnosi po okolicy swoją uśmiechniętą buzię. Nawet wiatr porzucił swoje obowiązki. Niemniej prodnozy pogody na weekend nie są optymistyczne. Ze swoim powrotem zapowiada się Zima z rodziną: przede wszystkim Dziadkiem Mrozem. Czy prognozy te sprawdzą się? Wieczorem szurnął gruby deszcz. Nawet w domu spoza szczelnych okien słychać było jego uderzające w dach krople. Znowu narobi bałaganu na drodze. I tak błoto, jak w Serbinowie.
Dzisiaj na dworze szarości mokraste. Z dachu spadają kropliste łzy. Drzewa stoją w postawie zasadniczej, co pozwala przypuszczać, że wiatru nie ma. Bylejakość nad okolicą się rozgościła.
Nadeszła Niedziela Palmowa, zwana też Kwietną. To czas postu, ale już bardziej radosny. I widać to w zwyczajach, które w niektórych miejscach pprzetrwały do dziś. Tego dnia w wielu miejscach Polski organizowano przedstawienia pokazujące wjazd Jezusa na osiołku do Jerozolimy. A palmy, którymi witano Chrystusa, są dziś jeszcze większe, jeszcze piękniejsze, niż te robione przed wiekami. Ale to tradycje raczej kościelne, ubarwione przez ludowe zwyczaje.
"Kto bagniątka nie połknie, to już zbawienia nie otrzyma" - mówiono przed wiekami i zgodnie ze zwyczajem, połykano kotki wierzbowe. Poświęcone, miały też chronić od bólu gardła i wszelkiego zła. Uderzano się też witkami wierzbiny na urodzaj i powodzenie. Nie był to jednak zwyczaj katolicki, lecz pogański, pochodzący z czasów, gdy wierzono, że drzewa mają magiczną moc życia.
"Nadchodzą święta, pucheroki w biedzie, uczę się ja dobrze, a źle mi się wiedzie" - mówili żacy krakowscy, chodząc w Niedzielę Palmową po domach i za zabawne wierszyki zbierali datki: jajka, słodycze, wypieki. Zwyczaj był jeszcze środniowieczny i chociaż żebry były zakazane, studentów to nie dotyczyło. Przebierali się w śmieszne stroje i wędrowali po Krakowie. Zwano ich pucherokami, pucherami - od łacińskiego słowa puer, czyli chłopiec. Jednak wierszyki, które recytowali, były swawolne, więc pod koniec XVIII wieku zakazano w Krakowie tego zwyczaju. A wtedy przyjął się on w podkrakowskich wsiach. Z czasem utrwalił się strój, który obowiązuje do dziś: wysoka słomiana czapka, barani kożuszek i pasek ze słomianych warkoczy, ozdobione kolorowymi wstążkami i bibułkami. Ten zwyczaj przetrwał do dziś w północnej Małopolsce. Wypada żałować, że takie tradycje nie są kultywowane w całej Polsce i na Lubelszczyźnie.
Drugi dzień po Palmowej Niedzieli. Święta zbliżają ię wielkimi krokami. Ponuro dzisiaj na Kresach. Jakieś mgły włóczą się po krzakach. Nie pada, ale powietrze lepkie. Jak wyjdziesz, to drzewa obmacują cię lepkimi palcami. Chłodno. Już padał deszcz i śnieg. Teraz niby nic nie pada, ale powietrze jest aż ciężkie od wilgoci.
Przez okna wdziera się do domu melancholia. Budzi się nastrój refleksyjny. Zaduma spowalnia inne procesy życiowe. Dopóki zdrowie dopisuje, to i samotność nie jest straszna. Im więcej lat i chorób, tym gorzej.
Wielki Czwartek. Kościół wspomina wydarzenia z Wieczernika, czyli ustanowienie Eucharystii i sakramentu kapłaństwa. Podczas nabożeństwa słyszymy o żydowskim święcie Paschy, któremu Chrystus poprzez słowa: "To jest Ciało Moje za was wydane" nadały sens. Ewangelia zaś przypomina, jak Jezus przed wieczerzą umył uczniom nogi. Na pamiątkę tego wydarzenia kapłan myje nogi wiernym. Na koniec nabożeństwa Ciało Chrystusa zostaje przeniesione do ciemnicy, tabernakulum jest otwarte, a ołtarz pusty.
Drzewa wyciągają swoje ręce w błagalnym geście do Nieba. Panie Miłosierny, wybacz, że nie osłoniliśmy Twojego Syna, że nasz brat posłużył za miejsce kaźni dla Niego, że przyczynił cierpienia Jego Matce. Dobroć Twoja ożywi nasze serca i staniemy piękni, zieleni na Twoją chwałę. A gdy przyjdzie czas, zostaniemy ofiarą pokutniczą, całopalną i ofiarujemy Tobie ogień swojej miłości.
W Wielki Piątek nie sprawuje się już Eucharystii. Trwa spowiedź, adoracja Jezusa w ciemnicy i nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Po południu odprawiana jest Liturgia Męki Pańskiej bez dzwonków, śpiewu i muzyki. Krzyże zostają odsłonięte i nadchodzi czas adoracji. Po niej można przyjąc Komunię. Nabożeństwo kończy przeniesienie Najświętszego Sakramentu do Grobu Pańskiego. Monstrancja jest przykryta białym suknem /to symbol całunu/.
Słońce odwróciło swoją twarz. Stała się ciemność. Trzykrotnie na trwogę odezwał się grzmot. Umarło wszelkie dobro tego świata. Zawisło na krzyżu zamordowane przez lud, który opowiedział się po stronie cienia. Gdzie byliście księża, prorocy? Piłat umył ręce. Skończyło się. Rozebra liście między siebie Jego szaty. Król pozostał nagi, jak prawda, którą głosił. Jak możecie dalej życ w pohańbieniu, gdy Ten wziął na Siebie wasze winy i wyjednał wam Królestwo Swojego Ojca. Jak możecie cieszyć się tym światem, który dla was został stworzony przez Ojca Tego, któremu nie pozwoliliście żyć. Uświęcacie siebie, czynicie się panami tego świata, nędzarze, niegodni żyć pod jednym dachem z kruchą resztą dobroci.
Wielka Sobota. Całe Kresy rozpaczliwie szlochają. Łzy jak grochy na ziemię spadają. Drzewa otuliły się mgłami. W powietrzu czai się nastrój melancholii i smutku. Wilgoć rozsadza kości i kręci stawami. Ale przynajmniej śnieg nie pada. Leży jeszcze sporo takiego zaprzeszłego. Dzisiaj święcimy pokarmy. Wieczorem bierzemy udział w Liturgii Wigilii Paschalnej. Kapłan przed kościołem święci ogień i od niego zapala Paschał. Idzie z nim do ołtarza i pokazuje światło wiernym. Błogosławiona jest też woda. W niektórych parafiach na zakończenie obrzędów odbywa się procesja rezurekcyjna, w innych odprawia się ją o 6.00 rano w niedzielę.
Te trzy dni Triduum Paschalne Męki Zmartwychwstania Pańskiego, to w Kościele Chrześcijańskim najważniejsze dni w całym roku liturgicznym.
Za oknem jeszcze widać czerń drzew na tle granatowego nieba. Ręce wyciągnęły do góry. Oddają sie w opiekę Panu. Zaraz skryją się w mrokach nocy, samotne i bezbronne. Jeszcze stodoła spogląda tęsknie w stronę domu. Odwróciłam oczy i czerń spowiła cały świat własną nieprzenikliwością. Z rana rozpoczniemy święta rezurekcją, faszerowanym święconym jajkiem, żurkiem z białą kiełbasą, sałatką jarzynową, mięsiwem, pasztetami, babami i mazurkami. Koniec postu, rozpoczyna się obżarstwo, dogadzanie własnym podniebieniom. Jeszcze w nocy odwiedzą nas zjawy, sny prorocze i inne dziwaczne stwory.
Niech radość w nas zagości. Niech zdrowie nas nie opuszcza. Niech nasz Pan Zmartwychwstały zapuka do naszych drzwi i odmieni los nas wszystkich i każdego z osobna. Niechaj mołość Zmartwychwstałego Chrystusa staje się źródłem siły, mocy i wiary na każdą chwilę dnia. Niech Zmartwychwstały nam błogosławi. Niech tak się stanie - zaklinamy rzeczywistość.
Drugi dzień Świąt wcale nie ma świątecznego wyglądu. Gałęzie drzew szarpią się z wiatrem. Jałowiec bije pokłony Niebu, a niebo jest jednostajnie bure, mgliste i zapłakane. Wiatr usiłuje przegonić chmury, ale tylko tyle, że nachyla karki drzewom. Śnieg usiłuje przejąc władzę nad okolicą, ale na razie to mu się nie udaje. Ciemno. Nie ma radości, pesymizm ogarnia wszystkich i wszystko. Nastrój żałobny jest wyczuwalny namacalnie.
,
Dodaj komentarz