Moje kresy 9
IX
Kresy piękne, Kresy świąteczne, Kresy majowe. Zielone, białe i żółte. Fioletowo-złociste. W majowym pochodzie idą delegacje zakładów pracy z flagami. Jest ich wiele, bo wiele zakładów na terenie naszej gminy. Są i przedstawiciele miejscowych OSP. Jada swoimi wozami przystrojonymi gałązkami brzozy. Uczniowie ze szkół podtawowych, odświętnie ubrani, siedzą na przyczepach traktorów. Wszyscy podążają do szkoły, gdzie na trybunie od strony boiska oficjele wygłaszają okolicznościowe przemówienia. Po częsci oficjalnej występy uczniów z pięciu ośmioklasowych i trzech czteroklasowych szkół z naszej gminy. Po młodzieży szkolnej występy zespołów artystycznych z całego powiatu.
Z głośników rozlega się radosna muzyka. Mieszkańcy wędrują po stoiskach spożywczych, rozmawiają... Radosna atmosfera ogarnia wszystkich. Młodzież, a i dorośli wybierają sie na wieczorną i nocną zabawę taneczną. Gwar rozmów, śmiechy, radość towarzysząca zebranym rozpoczyna najpiękniejszy miesiąc. Wszystko przemija, jak sen jakiś złoty.
Przed chwilą Kresy były zalane światłem słonecznym, ale słońce gdzieś dało dyla i świat spochmurniał, zadumał się. Całe podwórko pożółkło od mleczu. Na barku pachnie bez.
Na Kresach nadal ciepło i słonecznie. Ptaszki śpiewają miłosne serenady. Dzień poświęcony św. Florianowi. Według jednej z legend został on patronem strażaków, ponieważ ocalił płonącą wioskę jednym tylko wiadrem wody. Inne oodanie mówi, że podczas pożaru w Krakowie na tzw. Kleparni, jedynym budynkiem, który uniknąl zniszczeń, był kościół pod wezwaniem tego świętego.
Faktem jest, że dzisiaj, 4 maja, strażacy obchodzą swoje święto. Całe społeczeństwo składa im słowa uznania za ich ciężką, niebezpieczną pracę, pełną poświęceń.
Umierają niebieskie kwiatki bzu w oczekiwaniu na letnią porę roku. Krzewy narzuciły na siebie białe welony i stoją zasłuchane w cichy szum wiatru, jak w głos księdza w kościele ogłaszający zaślubiny. Przez pobliskie sosny przedziera się złoty promyk słoneczny, raz pomarańczowy, to znów czerwony. Oświetla duże, kilkunastocentymetrowe tegoroczne przyrosty. Drzewa pną się do nieba z każdym rokiem coraz wyżej, naiwnie wierząc, że za kilka lat ujrzą anioły i zasiądą wraz z nimi w pobliżu Tronu Niebieskiego.
3 maja jest dniem poświęconym świętemu Stanisławowi. Całe jego życie związane było z Małopolską. Urodził sie w XI wieku, niedaleko Bochni. Studiował w Tyńcu. Zginął w krakowskim kościele na Skałce śmiercią męczeńską z rąk siepaczy króla Bolesława Śmiałego, a jego ciało rozczłonkowano i rozrzucono po okolicy. Gdy ludzie wbrew rozkazom króla, w tajemnicy, zebrali szczątki, zrosły się one tak, że nawet nie było śladu cięcia.
Polski święty miał typowo słowiańskie imię - znaczyło "stań się sławnym". A ponieważ wierzono, że imię określa całe życie człowieka, więc swe go czasu było ono najpopularniejsze w Polsce. W czasie późnego średniowiecza i renesansu stało się nawet synonimem Polaka.
Każdy świety, który jest ważny w polskiej tradycji, odgrywa też znaczącą rolę w rolniczym kalendarzu. Dzień św. Stanisława, to ostatni dzień, w którym sadzono ziemniaki. Wierzono także, że tego dnia, albo dzień wcześniej, warto siać len i grykę, a wyrosną duże i zdrowe. W domach uroczyście demontowano zimowe skrzydła okienne - św. Stanisław przynosił wiosnę.
Dzień od samego rana wstał niebieski i złoty od lazurów niebiańskich i promieni słonecznych, rozśpiewany, rozćwierkany.
Nasza parafia pod wezwaniem św. Stanisława, biskupa i męczennika, dodatkowo święci tę uroczystość odpustem. Cmentarz wysprzątany, ukwiecony, błyszczy tysiącami lampek zapalonych rękami potomnych na grobach najbliższych. Kramarze wystawiają przed oczy przybyłych błyskotki, lody i - bezsprzecznie - odpustowe atrakcje: szczypki i watę cukrową. Dzieci wabione są zabawkami i smakołykami. W kościele ksiądz grzmi o wyższej randze modlitwy nad marnościami tej ziemi.
Dzień jeden z dwu w roku. Okazja do zademonstrowania strojów kościołowych. Kiedyś chłopcy podrywali dziewczyny, a uroczystość kończyła zabawa taneczna w remizie strażackiej.
Maj, najpiękniejszy miesiąc, poświęcony został Maryi. Kościół gromadzi wiernych na codziennych wieczorych nabożeństwach majowych, gdzie króluje odmawiana przepiękna "Litania Loretańska". Jest to modlitwa błagalna złożona z wezwań i odpowiedzi. Swoją nazwę zawdzięczała włoskiemu miasteczku Loreto. Znajduje się tu sanktuarium maryjne, do którego według legendy, aniołowie przenieśli Domek Nazaretański - miejsce narodzenia Matki Bożej. Nie wiadomo kiedy powstała ale zachowały się dowody, że odmawiano ją już w 1531 roku. Z Loreto litania rozpowszechniła się na cały świat.
Stare, rozpadające się kapliczki, porosłe zielskiem, krzyże przydrożne, pamiętają inne, lepsze czasy, kiedy gromadziły wiejski kud na majowych modlitwach, śpiewach roznoszących się po okolicy wraz z zapachem bzów i jaśminów. Dzisiaj stoją samotne. Czasami jakaś życzliwa ręka powyrywa chwasty, przyniesie konwalie lub narcyzy, uczyni znak krzyża.
Poprzez liście drzew prześwieca budzące się słońce. Pali ono tę ziemię, a natura skąpi Kresom kropli deszczu. Susza. Kurz unosi się za przejeżdżającym samochodem wiozącym długo wyczekiwaną rodzinę. Słowik swoim kląskaniem nawołuje wybrankę strzegącą przyszłego życia. Jakże radosny jest głos telefonu przynoszący serdeczne wieści od Małgosi znad morza.
Małgosiu, przyjaciółko moja daleka o sercu gorącym,
dobrem i miłością gorejącym.
Cóż ci dam? Co powiem?
Ukłony kwiatów najpiękniejszych.
Moc ptasich śpiewów najwdzięczniejszych.
Niech ci wiatr to wszystko zaniesie,
niech cię ukołysze do snu.
Niech ci spełni marzenia.
Niech ci zapewni serca drżenia.
Da szczęście i miłość, nadzieję i wiarę.
A nad tym wszystkim niech czuwa Bóg.
Krople deszczu utrwalają życie, ale nie docierają na tereny przyukraińskie. Wyschną kwiaty, zwiędną liście... Następny bezdeszczowy dzień spowił okolicę kurzem, duchotą, melancholią. Na pnącej róży pojawiło się mnóstwo pączków. Wkrótce ucieszy oczy kwiatami. Królowa. Tuli się do ściany domu. Delikatna, bojaźliwa. Pamiątkowa, bo ofiarowana przez osobę, która odeszła.
W ogrodzie rośnie samotna herbaciana róża.
Piękna o świcie, dumna i szlachetna.
Wznosi swe zapłakane oczy ku słońcu.
- Gdzie jesteś, mój Książę? - zdaje się mówić.
Dokąd odszedłeś na tyle lat.
Wyciągam ramiona, ogarniam cały świat.
Wróć do mnie, Kochany.
Pachnę dla ciebie. Przywdziałam czerwoną sukienkę.
Witam cię krwawym sercem, drżącym na wietrze.
Czekam. Jak wrócisz, powiem, że kocham.
I czekam na ciebie już tyle lat.
W słońcu i deszczu, w zimnie i na wietrze...
Opuszczam ramiona. Czekam jeszcze...
Ciemność rozpostarła skrzydła. Zamazała drzewa, kwiaty i stodołę. Chrząszcz wędruje po stole. Uciekł, bojaźliwy, do światła. Zza lasu rozlega się ptasi krzyk. Wiatr szumi w gałęziach drzew. Na strychu - dziwne szmery, jakieś stąpnięcia. Wystraszone zmysły budzą wyobraźnię. Strach przechodzi dreszczem po plecach, burzy włosy na głowie. Ręce drętwieją, słowa zamierają na ustach. Kołdra zaprasza ciepłem, spokojem, utuli. Przyśnią się sny pogodne, powrócą dawne dni.
W końcu Kresy napiły się wody deszczowej. Zazielleniły się bardziej, niż to możliwe. Ogrody poczerwieniały tulipanami. Narcyzy zwróciły oczy u niebu zmęczone od ciągłego czuwania. Gdzieniegdzie małe niebieskie kwiatuszki mrugają do nielicznych przechodniów.
Na rozlewiskach Bugu wśród drzew różnorakich rozsiadła się miajscowośc nazwana Hniszowem. Pokonujesz do niej most, jak wierzeje do zamczyska. Na wodzie lilie, zielony mech, jakieś rośliny... Most stary skrzypi i zatacza się pod nogami wędrowców. Tu mają swą siedzibę utopce. Dopiero nocą wychodzą na brzeg i w świetle księzyca widzisz ich rozleniwiałe, paskune gęby; ręce mają niby gałęzie przydrożnych krzewów, a z nóg cieknie strumieniami woda. Dzielą to swoje siedlisko z żabami, których wyłupiaste oczy śledzą podróżnych. Jeden z utopców splunął był zielonkawą, gęstą śliną.
Wśród drzew, otoczony drewnianym płotkiem, dąb stoi wyprostowany i wielki. Gromadzi ciekawskich zwiedzających. Bolko go zowią.Przed laty król Bolesław Chrobry wracał ze zwycięskiej wyprawy na Ruś Kijowską. Umęczony i spragniony spoczął na ziemi przy niiewielkim dębczaku, szukając w jego gałęziach ochłody przed palącym słońcem. Pojechał, zapomniał o gościnnej okolicy, zapomniał o młodym dąbku. Ale pamięć przetrwała całe wieki. I dziś imię bohaterskiego króla jest ciągle żywe na tym terenie. Dab odziedziczył dumę dawnego władcy. Jeśli zamkniesz oczy i wsłuchasz się w szum wielkiego drzewa, usłyszysz historię dawnych dni, historię wojów towarzyszących w wyprawie królowi. Słuchaj uważnie. Opowiesz ją po latach wnukom, a oni przekażą ją następnym pokoleniom.
Na kresowej równinie owinięty srebrzystymi mgłami wstaje dzień. Dach stodoły ściemniał po wczorajszym deszczu. W powietrzu wyczuwalna wilgoć. Pan Wszechświata nie zapomniał o Kresach. Sosny w mglistej poświacie oddaliły się od domu, rozmazały. Dmuchawce wychyliły z trawy łebki. Na przydrożnej dzikiej róży pojawił się duży kwiat. Uśmiechnąl się zza okna. Drzewa stoją w bezruchu. Wychodzę w ten dzień z otwartą głową i radosnym sercem, jak dawni, już nieobecni, 75 lat wstecz. Płakali z radości po odzyskaniu wolności usianej mogiłami walczących, umęczonych i zamęczonych. W każdym domu zabrakło kogoś bliskiego, wytęsknionego, wymodlonego, opłakanego. Nieliczni wracali z frontu, z obozów. Niektórzy znaleźli nowe życie z dala z obawy przed starą, nową ojczyzną. Krew czerwona wsiąkła w ziemię, zaległa w sercach bliskich. Pozostały pożółkłe, zbrązowiałe fotografie, przytulane w bezsilności do serc potomnych. Wczoraj Bóg otulił ich mogiły własnymi łzami.
Pożólkłe zdjęcia leżą w lewym rogu biurka.
Jedne wyprostowane, inne zgięte, wyblakłe.
Na nich ludzie, którzy przemknęli drogą życia.
Pokorni, umęczeni, hardzi i szczęśliwi.
Uśmiechnięci, bo do zdjęcia.
Nieprawdziwi, papierowi.
Byli. Zostawili cierpienia, ból i łzy,
Trudne życie. Ciężkie.
Odświętne stroje, już niemodne.
Zaglądam w ich dusze.
Odległe, dawne, minione, tajemnicze.
Papierowi ludzie. Po nich nie zostało nic.
Czy warto było cierpieć?
Czy warto było żyć?
Maj, najpiękniejszy, pachnący bzami, rozśpiewany przez słowiki i inne ptactwo, czerwony od maków wyrosłych z polskiej krwi. Róże chylą swe piękne głowy w hołdzie wielu, którzy złożyli na ołtarzu ojczyzny to, co mieli najcenniejszego, własne życie i pozostali w naszej pamięci czyści, niewinni, jak białe lilie. Maryja rozwinęła im kwiaty bzu, otuliła ich ziemskie szczątki całym pękiem ziół, oplątała ich mogiły dzikim winem, ukwieciła stokrotkami i konwaliami.
Dusza moja rwie się do słońca, szuka pociechy w odległych ramionach umiłowanego, łka z osamotnionego bólu, z nieutulonej rozpaczy.
A kiedy już umilkną wszystkie odgłosy
i zmęczona ziemia zapadnie w zasłużony sen,
kiedy tylko cienie nocy będą sie wić po niebie,
wtedy wyciągnę ramiona i przyjdę do ciebie.
Przytulę do serca twoje dobre oczy.
Nauczysz mnie żyć.
Pogodzona ze sobą wstąpię na wyżyny twoich ust.
Rozgwieżdżone niebo zaśpiewa mi rzewną pieśń.
I będę umiała być.
Dzień na Kresach wstał zaspany, zamglony po wczorajszym deszczyku. Drzewa przeciągają kości i prostują sie w słońcu. Po podwórku wśród dmuchawców dostojnie spacerują kosy. Dzika róża rozkwitła za domem koło drogi. Przy drodze pójdźka krzyczy na całą okolicę: "pójdź, pójdź...". Jakieś ptaszki koncertują na dębie. Rolę dyrygenta sprawuje mała, ruda wiewióreczka. Wiosna daje popisy wokalno-wiyualno-zapachowe.
Już w nocy Pan Bóg zaczął podlewać spragnioe wody, Kresy. W dzień też nie próżnuje, a wdzięczna ziemia przyjmuje cały zapas wody, przeznaczony dla niej. Rezygnujemy z wszelkich planów. Niech pada. Rdzawa trawa odzyska zieleń. Kosiarki przestaną próżnować. Drzewa w podzięce Najwyższemu prężą swoje dłonie. Szumem wyrażają doznaną ulgę. Dziękują za napój życia. Ptaki lotem błyskawicy przemierzają podwórko udając się do swoich gniazd. Koty wylegują się na sianie w stodole. Psy ucichły.
Nie znudziła się Najwyższemu praca. Co chwilę wylewa kubeł wody na ziemię. Drzewa gęstymi liściami pozieleniałe zapełniają przestrzeń nad stodołą. Kwiaty prężą główki pełne zapachów, zachęcają pszczoły do zbierania nektaru.
Anioły zstępują na ziemię i zabieraja wybranych. Dzisiaj uprowadziły kogoś, czyje listy leżą na dnie szuflady i niegdyś wywoływały żywsze bicie serca. Zamykam oczy. Oddalam się we wspomnienia. Nie będę patrzeć za okno. Już nigdzie dzisiaj nie pójdę. Jest noc i za firankami oczu słychać tylko uderzenia kropli deszczu o blaszany dach nad korytarzem. Problematycznym jest, czy deszcz to, czy łzy...
Chyba minęła już pora deszczowa na Kresach. Słońce wychyla się zza lasu czyste, pełne blasku. Przyroda nakarmiona i napojona Ręką Najwyższego syta i szczęśliwa, z ulgą oddycha. Ptaszki wyśpiewują serenady w podzięce Panu. Cudnie!
Zamiast za dwa dni, to jeszcze wczoraj odprowadzono Zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku! Kto by się tam przejmował samotnym człowiekiem?! Kwiaty kwitną, ptaki śpiewają, ludzie biegną w pogoni za swoimi sprawami, jakby zupełnie nic się nie stało.
Dodaj komentarz